Lubię posiedzieć w domu. Tak jeden dzień. Dwa też wytrzymam. Jak leje. Potem przypomina mi się scena z Gwiezdnych Wojen – tych pierwszych – gdy Luke, Han, Leia i Chewie trafili do zgniatarki śmieci z ruchomymi ścianami. Tak właśnie mam, gdy za długo siedzę w bloku. A że od dwóch tygodni gardłowo-zatokowy bakcyl skutecznie wypiera tego górsko-rowerowego, to nie mam jak uciec zbliżającym się ścianom. Może chociaż was przekonam, żeby w weekend nie siedzieć w bloku i ruszyć w góry. Dlaczego? Powody są różne, ale na mnie działają zwykle te:
-
Dasz odpocząć oczom
Powód oczywisty i patetyczny. W górach jest po prostu, nie waham się użyć tego słowa, „ładnie”. Nie wiem jaka jest wasza definicja tego wyświechtanego do granic możliwości przysłówka, ale w górach nabiera on bardziej wymownego znaczenia. Znowu ma sens. Nasiąka treścią. Po wszędobylskiej pastelozie i billboardo-pląsie, oczy odpoczywają. Kompozycja, paleta, pomysł, światłocień – wszystko stoi tu na wyższym poziomie graficznym. Spokój i poukładana przestrzeń. A najlepsze jest to, że nigdy nie oglądasz dwa razy tych samych gór. Liczba kombinacji wizualnych jest nieskończona. Nie można się nudzić.
-
… i uszom
Znacie to uczucie, gdy po zimowej ciszy, w mieście idzie nagle w eter śpiew. Ptaki budzą się do wiosny. Dają znać, że już czas. Ćwierkot, świergot, gwizdy, trele; a nam robi się cieplej, nawet jeśli temperatury jeszcze nie za wysokie. A potem rozlega się wrzask. Wydobywa się z rury wydechowej. Przeraźliwy, bez litości dla bębenków. Niczym sadystyczny gruźlik, który charczy i rzęzi prosto do ucha. I tak przez cały rok. Dniem i nocą. Miasto gra nam na nerwach. Tymczasem w górach cichosza. Wspomniane ptaszki, szum drzew, wiaterek. Kojący spacerek.
-
Zobaczysz dzikie zwierzęta
Widzieliście kiedyś w mieście sarnę albo jelenia? Ja też. W zoo. A im częściej jesteś w górach, tym większa szansa, że drogę przebiegnie ci jakiś czworonóg. Albo przepełznie. Albo przeleci. Wiadomo, trzeba być ostrożnym. To nie zoo. Tu wybieg jest wszędzie. Nie jesteśmy u siebie. Ale gdy widzisz wygrzewającą się w słońcu salamandrę plamistą albo kozicę pozującą na skałach, to przypominasz sobie, jak to było być dzieckiem.
-
Rozruszasz mięśnie
Jestem jednym z was. Osiem godzin dziennie siedzę i wpatruję się w ekran. A potem dostaję postrzał. Prosto między krzyże. Bolesny, pulsujący. Ćwiczę kilka tygodni, regularnie, z poświęceniem i… znowu przyklejam się do krzesła. Góry skutecznie odklejają mnie od stołka. Jak masz je na horyzoncie to człowiek nie usiedzi.
-
Poznasz ciekawych ludzi, a może i drugą połówkę
Prawdopodobieństwo trafienia w górach na buraka rośnie wprost proporcjonalnie do liczby ludzi odwiedzających popularny szczyt lub pasmo (łatwo domyśleć się, gdzie jest ich najwięcej). Tam gdzie populacja klapkowiczów i turystek w szpilkach jest mniejsza, rośnie też prawdopodobieństwo spotkania ludzi ciekawych. Takich, którzy wiedzą, po co przyjechali w to miejsce, i w ogóle wiedzą co to za miejsce. Tacy ludzie, mają do powiedzenia dużo ciekawych rzeczy. Warto ich słuchać. W mieście trudno znaleźć ich w tłumie. W górach, szczególnie wieczorem, przy ogniu, gitarze, albo kuflu, wyłowić ich dużo łatwiej.
-
Przeżyjesz więcej
W górach czas zwalnia. Jeden dzień trwa, jakby był razy trzy. Masz wrażenie, że to co było rano, było wczoraj. A to co było wczoraj, było tak dawno, że jest nieprawdą. W górach nie potrzebny zegarek. Paradoksalnie, narzekanie, że chętnie pojechałbym w góry, ale nie mam czasu, nie ma sensu. Tutaj będziesz go miał / miała najwięcej. Bo w górach czas zastyga w miejscu.
-
Wypijesz najlepsze piwo na świecie… i nie tylko
Lubicie piwa koncernowe? Te na eL, Żet, Te? Ja też. Ale tylko w górach. Gwarantuję, że po całodziennej wędrówce i przejściu 25 kilometrów, stwierdzisz, że w życiu nie piłeś lepszego. Po takim wysiłku wszystko smakuje lepiej, boli mniej, cieszy bardziej. Jajecznica to kawior z truflami. Koncerniak to szampan za 1000 euro. „Gleba” w schronisku, łoże z baldachimem. Zimny strumień, jacuzzi z bąbelkami. Prostota rzeczy.
-
Przyjedziesz z nowymi pomysłami
Nie było jeszcze wypadu, żebym nie przyjechał do domu z jakimś nowym pomysłem, postanowieniem, przemyśleniem. Od razu chce się człowiekowi zacząć coś nowego, skończyć coś starego. Działać, robić, nie siedzieć. Wystarczy krótki pobyt a tankujesz wysokooktanowe doznania do pełna. Można jechać dalej. Aż do następnego razu.
-
Poczujesz dotknięcie najwyższego
I to nawet jeśli wcale nie życzysz sobie być dotykany. Ale w górach nie ma mocnych, nie obronisz się przed duchową penetracją. Wszystkie te zachody, wschody, panoramy po horyzont, sprawiają, że się kurczysz. Zamieniasz w pyłek. W głowie kiełkują pytania o rzeczy ostateczne. Nawet nie wiesz kiedy otwiera Ci się trzecie oko. Lewitujesz. Jeśli na co dzień mocno stąpasz po ziemi, to gwarantuję, że tutaj oderwiesz się od przyziemnych rzeczy.
-
Korzystaj póki możesz, bo kiedyś będzie za późno
Staram się nie rozpamiętywać, nie żałować. Ale jednego mi żal. Że nie chodziłem więcej, nie jeździłem dalej. Kiedy można było, kiedy był czas. Studia, choć brakowało zwykle pieniędzy, miały jedną podstawową przewagę nad życiem zawodowym – oferowały dużo wolnego czasu. Więc póki zdrowie pozwala, bo nigdy nie wiadomo kiedy system się zawiesi, korzystaj ile możesz. Nie siedź w bloku. Bo w bloku nic cię nie zaskoczy. A już na pewno nie ramówka telewizji.
pz
ładnie napisane 🙂
Anonim
Cieszą takie słowa tym bardziej, że padają z usta młodego człowieka. „Spaceruję” po górach ponad 35 lat, nie udało mi się przejść całego głównego szlaku beskidzkiego (zaliczyłam samotnie tylko odcinek Ustroń- Krynica) ale przeszłam go mając 45 lat. Jest to niezapomniane przeżycie a zarazem przygoda i podpisuję się obiema rękami pod Twoimi „10 powodami …” zachęcając innych aby odkleili się od krzesła i ruszyli przed siebie póki mają czas i siłę zobaczyć to co piękne. Cieszę się, że trafiłam na Twój blog i życzę dużo ciekawych wypraw, dużo spotkań ciekawych ludzi, powodzenia i do zobaczenia na szlaku :).
Czuły
Mam nadzieję, że do zobaczenia na kolejnym podejściu 😉