Co zrobić, żeby wstać? Z mojej perspektywy sprawa wygląda tak:
1. Przygotuj się fizycznie
Nie mam tu na myśli dziesiątek godzin na siłowni, codziennego biegania bladym świtem czy triathlonów w każdy weekend, chodzi po prostu o przyzwyczajenie organizmu do długiego marszu i noszenia plecaka. Jeśli do tej pory nie wędrowałeś nigdy dłużej niż dwa dni z rzędu, to przed szlakiem warto zrobić sobie kilkudniowe przejście od schroniska do schroniska. Albo najlepiej dwa przejścia. Najlepiej z pełnym plecakiem. Pamiętaj, że jeśli nie jesteś ultramaratończykiem to musisz liczyć się przynajmniej z 18 dniowym marszem, dzień w dzień i to co najmniej po 30 kilometrów. Warto przyzwyczaić do tego organizm. Inaczej kontuzja gwarantowana.
2. Przygotuj się mentalnie
Fizycznie jesteś w dobrej kondycji? Super. Ale jak z determinacją? silną wolą? Pamiętaj, że przez 20 dni czeka cię wstawanie o 6 rano i całodzienny marsz. Dziesięć, dwanaście godzin. Szlak sam się nie przejdzie. Jeśli twój wewnętrzny śpioch to zrozumie, to na pewno się uda. Ale musisz być tego pewien na początku. Inaczej zostaw śpiocha w domu i popracuj jeszcze nad motywacją.
3. Przygotuj plecak
Zabierz tylko NIEZBĘDNE rzeczy. Na szlaku liczy się każdy gram, naprawdę, nie przesadzam. Pakuje się lekko, ale nosi się ciężko. Pozbądź się wszystkiego co zbędne. Idealnie gdyby twój plecak nie przekroczył 15 kilogramów. Jeśli uda ci się zejść do 10, to gwarantuję, że po kilku dniach przestaniesz czuć dyskomfort.
4. Zaopatrz się w kije trekingowe
Kilka lat temu miałem poważne problemy z kolanami. Od tego czasu nie ruszam się w góry bez kijków i chodzę do dziś. Nie ma lepszego sposobu żeby odciążyć stawy, ustabilizować kręgosłup i zwiększyć komfort schodzenia po niestabilnym podłożu – szczególnie kiedy wędruje się z ciężkim plecakiem. Jestem pewny, że bez kijków musiałbym zawracać ze szlaku już po Bieszczadach.
5. Nie przesadzaj z kilometrami
Wiadomo, z czasem i urlopami bywa różnie. Nie każdy może sobie pozwolić na 3 tygodnie w górach. Ale warto się nie przemęczać. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że nie warto przekraczać 30 kilometrów. Kilka dni z takim dziennym przebiegiem sprawia, że o kontuzję dużo łatwiej, spada też koncetracja. Raz, dwa, można, ale dzień w dzień – trzeba mieć zahartowany organizm. Mierz siły na zamiary.
6. Uzupełniaj energię
Każdy z nas ma inny metabolizm i potrzeby energetyczne, ale paliwo muszą tankować wszyscy. Pamiętaj o tym, żeby zawsze mieć przy sobie coś słodkiego. Na szlaku będzie dużo momentów, gdy organizm będzie potrzebował kopa. W takich przypadkach trzeba mieć po co sięgnąć do plecaka. Nie oszczędzaj na jedzeniu i wybieraj produkty z dużą ilością węglowodanów: makaron, ryż, płatki, kasza – przyda się dużo energii do spalenia. Jedz regularnie i najważniejsze, nie opuszczaj śniadań!
7. Dopinguj się do działania
Samotne przejście szlaku powoduje, że nie ma cię kto popchnąć do przodu, trzeba się więc popchnąć samemu. Jak? To już twoja broszka. W moim przypadku działa na przykład pogwizdywanie, ubliżanie sobie od mięczaków i hipochondryków, ubliżanie górze na którą wchodzę, wizualizacja zimnego piwa, które czeka na mnie po skończeniu etapu i w szczególności pozytywna nuta w głowie. Na tym wypadzie nie dałbym rady bez tej.
Kasia Dudziak
Świetny post, dziękuję za niego. Faktycznie, nie ma co bez rozgrzewki. To tak jak trening kosza czy siatki bez rozgrzewki. Trzeba przyzwyczaić organizm zanim się wyruszy. Ja od dawna chodzę po górach, choć z przerwami. Dzieci też od malutkiego chodzą, po trochu je hartowaliśmy. Teraz trzecią uczymy miłości do gór. Zaczynały pod Bereśnikiem w Sądeckim. Tam zawsze mieliśmy bazę wypadową. Tak im się spodobało że potem rok w rok chciały. Raz byliśmy z nimi w Gorcach (chata gorczańska nocleg). Też im się spodobało. Jeśli chodzi o GSB to chodzi za mną od dawna i pewnie też mnie kiedyś dopadnie. Bardzo mi się marzy przejście całego ale póki dzieci w wieku szkolnym to chyba narazie nierealne. Robię go fragmentami póki co. Myślę też o Koronie Gór Polski.