W Beskidzie Niskim schronisk PTTK nie ma zbyt wiele. Dokładnie dwa. Oba w paśmie Magury Wątkowskiej, w zachodniej części gór. Jednym z nich jest Bacówka PTTK w Bartnem. Miejsce z ogromnym potencjałem. Położone bezpośrednio przy Głównym Szlaku Beskidzkim, na skraju Magurskiego Parku Narodowego, w pięknej łemkowskiej wsi schowanej między zalesionymi wzgórzami. Ciche, odosobnione, niekomercyjne. Choć prowadzi do niego asfaltowa dróżka, dzięki czemu można do niego dojechać nawet samochodem lub rowerem. W ostatnich miesiącach nocowałem tam dwa razy. Polubiłem to miejsce. Jest wyjątkowe. Choć trzeba przyznać, że szorstkie. Bez wątpliwości przydałby mu się porządny lifting.
Schronisko powstało w 1977 roku. Jest jedną z trzynastu bacówek turystyki kwalifikowanej, których inicjatywę zapoczątkował Andrzej Moskała. Drewniany budynek w typowo podhalańskim stylu, składa się z jadalni z kominkiem na parterze, umywalni i toalet w piwnicach, oraz 35 miejsc noclegowych rozlokowanych na parterze i dwóch piętrach. Od trzynastu lat schronisko prowadzi jedna osoba – Andrzej Wiórko, wcześniej opiekujący się także Magurą Małostowską oraz Chatą Socjologa w Otrycie.
Baca nie lubi półsłówek. Baca bywa oschły i małomówny. Baca już długo siedzi w górach, to widać. Ale taki już jego nieurok, taki jego sposób na bacowanie. Nie każdemu przypadnie do gustu. Każdemu przypadnie natomiast do gustu żur, warzony przez bacę w wielkim garze na piecu. Najlepszy jaki jadłem. Pochłonąłem cztery talerze i za każdym razem kubki smakowe reagowały takim samym zdziwieniem i zachwytem. Przykro mi to pisać, myślałem że ta chwila nigdy nie nastąpi, ale smakowitością żur bacy, przebija żur rodzicielki (sorry mamo…).
Wnętrze schroniskowej kuchni
Zamówić warto także domowe pierogi: łemkowskie, ruskie lub z kapustą – przygotowywane przez gospodynię z Męciny Wielkiej. Jest też smażona kiełbasa, jajecznica i naleśniki. Menu skromne, ale smaczne i w rozsądnych cenach. Tylko piwa czasem brak, bo zapasy robione są przez gospodarza na bieżąco.
Jeśli chodzi o warunki sanitarno-noclegowe powinno być dużo lepiej. Toalety nie grzeszą czystością, brak w nich mydła, archaiczny prysznic przecieka na gumowej rurce, a woda nie zawsze jest ciepła (to jeszcze jestem w stanie zrozumieć, bo to zapewne sprawa nagrzewania się wody w kotle lub w bojlerze).
Pokoje skromne i w miarę czyste. Jednak jak i cała reszta schroniska (pewnie ze względu na drewniane stropy i ściany), bardzo źle wygłuszona. Słychać każde sapnięcie i stąpnięcie w pomieszczeniach obok. Jeśli chrapanie sąsiada dorwie was nim przymkniecie oko, to ze snem w ogóle może być ciężko. Plusem na pewno są niewygórowane ceny noclegów, jeśli mnie pamięć nie myli zaczynają się już od 25 złotych.
Wnętrze pokoju. Nawet w środku słonecznego dnia jest ciemno i ponuro.
Urodą nie grzeszy też wystrój i otoczenie schroniska. Wszędzie chaszcze i pokrzywy, trawa nie wykoszona. Ławeczki odrapane, farba odchodzi. Wątpliwej jakości ozdoby i dekoracje. Rozrośnięte drzewa przysłaniają jakikolwiek widok, blokują dostęp światła, sprawiając, że w schronisku zawsze jest ciemno i ponuro. W jadalni jest balkonik, ale rozbuchana przyroda nie pozwala podziwiać żadnych widoków. A wystarczyłoby przyciąć trochę zielska. Postarać się o wycinkę kilku drzew, oheblować stare ławeczki. Od razu zrobiłoby się jaśniej, pogodniej. To schronisko zasługuje na więcej słońca.
Obok schroniska znajdziemy niewielki park linowy, miejsce na ognisko i nieco zarośnięte boisko do siatkówki – chociaż siatki nigdzie nie widziałem…
W jadalni też brak klimatu. Jest co prawda kilka łemkowskich obrazków, jakieś plakaty, ale poza tym posucha. Gospodarz nie prowadzi sprzedaży żadnych pamiątek, map, książek. W tym temacie nic się nie dzieje.
Jadalnia
Na plus na pewno trzeba zaliczyć dostęp do darmowego wi-fi (spytajcie o hasło gospodarza). Minusem (choć dla niektórych to z pewnością plus) jest brak zasięgu komórkowego – przynajmniej w sieci Orange.
Ogólnie rzecz biorąc Bacówka PTTK w Bartnem to miejsce, od którego wymagałoby się więcej. Które chciałoby się zobaczyć w nowym świetle. Jak zrzuca z siebie łuszczącą farbę, pajęczyny, oddycha magurskim powietrzem. W tym schronisku jest dusza, ale niestety dusi się od nadmiaru zaniedbań. Może już czas na nową twarz lokalu..?
Widoki kilka kroków od schroniska…
Gospodarza zastępuje niekiedy zaprzyjaźniona z nim Jadwiga Nowak – przewodnik Beskidzki. Kiedy pani Jadzia urzęduje za okienkiem bufetu do schroniska wpada ewidentnie więcej słońca. Jakoś wtedy cieplej w tych wilgotnych wnętrzach.